Trzy pytania do… odpowiada Miłosz Maćków – trener Panthers Wrocław Juniors

Przed wielkim finałem Juniorów rozmawiamy z Miłoszem Maćkowem, trenerem, który stoi za jedną z najbardziej dominujących drużyn tego sezonu. O defensywie, która nie oddaje pola, o presji, która pojawia się przed meczem finałowym i o tym, dlaczego kluczem do sukcesu wciąż pozostaje… pokora.

Radosław Gołąb: Zwycięstwo 42:0 nad Rhinos to była prawdziwa demonstracja siły, zwłaszcza defensywy, która utrzymała czyste konto. Jak zamierzcie utrzymać ten poziom intensywności i koncentracji w meczu finałowym, biorąc pod uwagę, że Mets będą wymagać zupełnie innej adaptacji taktycznej?

Miłosz Maćków: Oczywiście, taki jest plan aby intensywność i koncentracja były jeszcze wyższe niż w półfinale. Mets wygrali z Rhinos w tym sezonie, więc wymagają jeszcze większej ilości przygotowań.

Mecz zagrany na zero z tyłu zawsze cieszy, bo mając tak grającą defensywę, można sobie pozwolić na wiele po ofensywnej stronie piłki.

Do meczu finałowego przygotowujemy się tak jak zawsze, przede wszystkim spędzamy dużo czasu na analizie nagrań przeciwników, aby uświadomić naszym zawodnikom gdzie są ich mocne, a gdzie słabsze strony.

R.G.: To jest trzeci finał z rzędu z tym samym przeciwnikiem, ponownie we Wrocławiu. Jak sztab zarządza presją w szatni, aby drużyna podeszła do tego meczu z chłodną głową, nie ulegając emocjom rewanżu przy bilansie 1-1 w dotychczasowych finałach?

M.M.: W zeszłym roku spaliliśmy się już przed meczem, bez dwóch zdań. Moja ofensywa zdobyła jedynie 6 punktów, defensywa straciła 21 w pierwszej połowie, a w drugiej nie straciła już żadnego punktu.

Rok temu mieliśmy dużo mniej doświadczony skład, nie mówię tutaj o umiejętnościach, tylko bardziej o radzeniu sobie z presją, którą sami na siebie nakładają zawodnicy. W tym roku trzon naszej drużyny juniorskiej stanowią gracze, którzy mają już za sobą sezon w seniorskiej PFL, gdzie gro z nich było jedynką na swoich pozycjach. Ale oczywiście, chłodna głowa to będzie klucz do wygrania tego spotkania.

Mets grają bardzo dobry futbol, szczególnie ofensywnie są niesamowicie groźni. Zeszłoroczna przegrana nauczyła nas bardzo wiele, pokazała, że w sporcie, tak jak i w życiu, nic nie jest nam dane i nic się nam nie należy, bo o wszystko trzeba umieć zawalczyć i ostatecznie to wyrwać. Jednym słowem – pokora.

R.G.: Gdzie widzicie kluczową przewagę swojego zespołu, którą będziecie chcieli wykorzystać przeciwko Mets, i w jakim aspekcie gry musicie zaprezentować się najlepiej, by powtórzyć sukces sprzed dwóch lat i w finałach mieć bilans 2:1?

M.M.: Myślę, że zarówno ofensywnie jak i w defensywie bardzo dobrze operujemy na podstawach futbolu. Skuteczne biegi środkiem i na zewnątrz, do tego podania, konsekwentne przesuwanie piłki do przodu, to jest zawsze klucz do zwycięstwa.

Z punktu widzenia defensywy nie ma nic gorszego, niż atak, który zdobywa 4-5 jardów co próbę i jest skuteczny w przesuwaniu łańcucha, ponieważ defensywnie tzw. big playe można praktycznie wyeliminować, bazując na dobrej analizie przeciwnika.

Przede wszystkim musimy poprawić się w grze ofensywnej, w stosunku do zeszłego roku. W sezonie zasadniczym i półfinale, nasz atak był bardzo skuteczny i jestem zadowolony z mojej formacji, ale na tym nie koniec. Został ostatni mecz sezonu i liczę, że utrzymamy dobrą formę z ostatnich pięciu spotkań. O defensywę zaś się nie martwię, bo trener Lewszyk świetnie wykorzystuje mocne strony swoich podopiecznych.

Ostatecznie jesteśmy tu, gdzie chcieliśmy być, mamy komplet minut do rozegrania dla naszych chłopaków, to jest najbardziej budujące, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że nie zrobimy wszystkiego, aby w sobotę wyjść zwycięsko z finału rozgrywek.

zdjęcie tytułowe: Rafał Skula