Dwa dreszczowce w LFA1. Kupon znów na plus

Takiego weekendu dawno na polskich boiskach nie mieliśmy. W dwóch meczach wynik był sprawą otwartą niemalże do ostatnich sekund pojedynku. Nieprawdopodobne wręcz emocje zafundowali nam zawodnicy Falcons, Lowlanders, Archers i Rebels. Z tego towarzystwa wyłamali się jedynie gracze Panthers i Mets ale tego wszyscy się spodziewali.

Panthers – Mets

62:0 – do widzenia, dziękuję. W zasadzie tak mogłaby wyglądać relacja z tego meczu. Panthers dominowali od początku do końca. Nie zostawili Mets nawet cienia nadziei na to by choć przez chwilę przebiegła im przez głowy myśl o zdobyciu chociażby jednego przyłożenia. Warszawiacy mieli oczywiście dobre akcje i w ataku i obronie ale były to pojedyncze zagrania. Byli w stanie przesuwać łańcuchy z tym, że po jednej dobrej serii prób przychodziła kolejna, w której byli już bezradni. Defensywnie… 62 stracone punkty, ciężko szukać pozytywów.

Po drugiej stronie piłki zobaczyliśmy to o czym pisałem – fizyczność i dynamikę. Presja jaką linia defensywna, linebackerzy, a także niekiedy DBs wywierali na Mets była przytłaczająca. Na linii wznowienia nie było miejsca i czasu nawet na drobny błąd, bo ten kończył się albo powaleniem rozgrywającego albo błyskawicznym zatrzymaniem running backa.

Bardzo podobał mi się game plan ułożony przez Panthers na ten mecz – czyli mocna presja na linii wznowienia. Idealnie w tej roli sprawdzała się linia defensywna i linebackerzy. Moim zdaniem warto wyróżnić poniższych zawodników: Thiadric Hansen, Szymon Jarmołkowicz, Antoni Idziak, Robert Rosołek i Filip Kłoskowski. Wykonali świetną pracę.

Nie można nie wspomnieć o grze podaniowej Panter. Bartek Dziedzic rozumie się fenomenalnie ze swoimi skrzydłowymi, którzy w kolejnym meczu potwierdzili, że jest to najmocniejszy korpus reciverów w Polsce. Wiktor Zięba, Jakub Mazan – wreszcie z punktami, Przemek Banat, Miłosz Maćków, Jakub Wąsiel – taką ekipę chciałby mieć każdy trener. Dodatkowo, pomimo, że we wszystkich pozostałych drużynach ligi jako rozgrywający występują imporci to i tak najlepszego QB w tym roku mają Panthers.

Pantery przejeżdżają po kolejnych rywalach niczym buldożer ale jednocześnie robią to z gracją baletnicy. Oglądanie ich gry i tego z jaką łatwością radzą sobie z przeciwnikami to czysta przyjemność.

Falcons – Lowlanders

Trudno opisać co działo się w tym meczu. Kibice obu drużyn zapewne mieli stan przedzawałowy. Zawodnicy Falcons i Lowlanders zapewnili emocje niemalże do ostatniego gwizdka sędziego.

Wszystko rozpoczęło się zgodnie z przewidywaniami. Lowlanders kontrolowali mecz, wyszli na komfortowe prowadzenie 22:6 i nieoczekiwanie zacięli się. Falcons złapali wiatr w żagle, momentum przeszło na ich stronę i zaczęli odrabiać straty. W efekcie na przerwę obie drużyny schodziły przy wyniku 22:22! Przed meczem w ogóle się tego nie spodziewałem.

Jakby na potwierdzenie przypuszczań, Lowlanders drugą połowę zaczęli z przytupem. Najpierw Damian Wesołowski zdobył safety dla Ludzi z nizin, a następnie prowadzenie podwyższył Gleen Toonga. W tym momencie byłem przekonany, że Lowlanders odzyskują kontrolę nad meczem… myliłem się. Kopnięcie z pola, a następnie przyłożenie i podwyższenie za dwa i na tablicy wyników 32:31 dla Falcons. Szok i niedowierzanie.

Końcówka to już jazda jak na emocjonalnym rollercoasterze. Najpierw Lowlanders zdobywają przyłożenie i wychodzą na prowadzenie 37:32, a później dzieją się rzeczy niewyobrażalne.

Aż chce się powiedzieć: nazwa Falcons zobowiązuje. Podobnie jak Atlanta Falcons tak samo Tychy Falcons przegrali ten mecz w końcówce po niewytłumaczalnym wręcz błędzie. Sami zobaczcie tę akcję – będzie się ona śnić po nocach tyszanom:

Warto pogratulować zimnej krwi Piotrowi Pamulakowi i Mateuszowi Dziobanowi, którzy odegrali główne role przy tym puncie. Po tym zagraniu Lowlanders zdobyli przyłożenie i ostatecznie dowieźli wynik do końca. W międzyczasie jednak z boiska wylecieli dwaj imporci z Białegostoku. Najpierw Tomy Kaczocha, a później rozgrywający Brandon Gwinner. Obaj za niesportowe zachowanie. Oznacza to z automatu ich zawieszenie w kolejnym meczu, który Lowlanders zagrają z Panthers. Zapewne będą odwołania – zobaczymy co postanowi liga.

Cóż, po tym mecz u jestem rozczarowany Lowlanders. Spodziewałem się więcej po tej drużynie. To już drugi mecz, w którym wygrywają ale sposób w jaki to robią pozostawia wiele do życzenia.

Falcons za to bardzo pozytywnie zaskoczyli, pewnie nie tylko mnie ale wszystkich śledzących naszą ligę. Są naprawdę świetnie poukładaną drużyną. Michał Kołek potrafił idealnie wkomponować w skład importów i efekty oglądamy właśnie w takich meczach jak z Lowlanders.

Najlepszym dowodem jest fakt, że o sile Falocns nie decydują imporci. To polski skład stanowi najmocniejszy atut Sokołów. Fenomenalne, już kolejne z resztą, zawody zagrał Janek Szwej. Moim zdaniem w tym sezonie jest to najlepszy polski running back jakiego mamy okazję oglądać na boiskach.

Ale nie tylko on zagrał bardzo dobry mecz. Skrzydłowi też zrobili to co do nich należało: Tomasz Nowak, Dominik Niedziela i Mateusz Patalas byli w tym meczu równie groźną bronią co Janek Szwej. W defensywie drugą młodość przeżywają Dominik Sikora i Jacek Sikora, bardzo dobrze prezentuje się Mateusz Kamiński. Po tym meczu w moim osobistym rankingu Falcons wracają na trzecią pozycję jeśli chodzi o ligę.

Archers – Rebels

I dreszczowiec numer dwa z soboty. W tym pojedynku emocji było jeszcze więcej bo losy meczu ważyły się do ostatniej sekundy spotkania.

Już otwarcie meczu miało znamiona niespodzianki. Marcel Kramarczyk odzyskał piłkę po powaleniu rozgrywającego Archers i spokojnie wbiegł z nią w pole punktowe. Udane podwyższenie i na tablicy wyników 0:7. Później sytuacja zmieniała się dość dynamicznie, by w efekcie po dwóch kwartach wynik wynosił 15:14 dla Archers.

Druga połowa zaczęła się zgodnie z przewidywaniami. Przyłożenie Archers, później zwiększenie różnicy punktowej po drugim touchdownie w czwartej kwarcie i wydawało się, że jest po meczu. Łucznicy prowadzili 29:14, była czwarta kwarta, do końca meczu niewiele czasu. Teoretycznie nic już tutaj nie mogło się wydarzyć. Teoretycznie. W praktyce wydarzyło się tyle, że można by dramaturgią tego spotkania obdzielić kilka innych pojedynków w naszej lidze.

Najpierw rozgrywający Rebels – Ashley Bailey wbiegł w pole punktowe Archers i zrobiło się 29:20. Przy próbie podwyższenia katowiczanie wykonali zły snap i ostatecznie nie udało im się podwyższyć. Tego jednego punktu później im zabrakło w końcówce. W czwartej kwarcie bowiem, niespodziewanie Rebels zdobyli kolejne przyłożenie. Jego autorem był ponownie Ashley Bailey. Ta akcja może śnić się po nocach Łucznikom. Nietrafione tackle i zatrzymanie się przed gwizdkiem kosztowały ich przyłożenie, a także otwierały Rebeliantom drogę do wygrania meczu. To ta akcja:

Będą mieli co analizować w Bydgoszczy. Podwyższenie za dwa również okazało się udane i Rebels zbliżyli się na jeden punkt. Do końca meczu zostawało niewiele czasu. Gospodarze próbowali palić zegar ale zabrakło im centymetrów do tego aby zdobyć najważniejszą pierwszą próbę w tym spotkaniu i piłka przeszła w ręce Rebels. Ostatnie sekundy meczu to głęboko ustawiona defensywa Archers i desperackie próby Rebels, które jednak nie przyniosły powodzenia. Gdyby ten mecz potrwał trochę dłużej jestem przekonany, że Rebels nie wypuściliby takiej okazji z rąk.

W drużynie Łuczników oczywiście robotę robił Zero Meril, który poprowadził ich do zwycięstwa. Trochę jestem rozczarowany rozgrywającym z Bydgoszczy. Rzucane przechwyty, duża niepewność w akcjach podaniowych i biegowych… nie był to jego dobry występ.

W Rebels bardzo dobry mecz rozegrał oczywiście Ashley Bailey. Do udanych może ten pojedynek zaliczyć na pewno także Beniamin Bołdys i Jan Korkuć.

Rebels z meczu na mecz się rozkręcają, jednak zabraknie im czasu na zrobienie dobrych wyników. Na koniec zagrają z Mets i prawdopodobnie doczekają się pierwszego i jedynego zwycięstwa w tym sezonie.

Archers z kolei nie zachwycili. W korespondencyjnym pojedynku o trzecie miejsce w lidze, w mojej ocenie okazali się słabsi od Falcons. Bezpośredni mecz między nimi rozstrzygnie, kto będzie wyżej w tabeli. Po tym co pokazały obie drużyny w tej kolejce, sądzę, ze będą to Sokoły.

Kącik bukmacherski

W tej kwestii mam powody do zadowolenia. Oba kupony, które zagrałem – zarówno z LFA1 jak i LFA9 – „weszły”. Ten z LFA1 oczywiście kosztował trochę nerwów ale koniec końców okazał się wygrany.

W LFA9 było znacznie spokojniej. Armia od początku do końca kontrolowała przebieg obu pojedynków. W efekcie weekend z LFA skończył się 8 jednostkami na plus.

Na koniec jeszcze statystyczna ciekawostka. Jest to drugi weekend z rzędu, w którym poprawnie wytypowałem wyniki wszystkich meczów rozgrywanych w polskich ligach. Podczas tego weekendu na 12 meczów 12 poprawnych wyników, łącznie z niespodziankami takimi jak wygrana Owls z Towers przy kursie 2.11. Tydzień wcześniej 7/7. Oczywiście meczów niedzielnych nie grałem, niemniej cieszy, że udało się poprawnie wytypować wszystkich zwycięzców. Szkoda, że sezon regularny się skończył. Choć podejrzewam, że w LFA9 w play off może być bardzo ciekawie.