Koniec sezonu regularnego LFA1. Panthers, Falcons i Mets lepsi od bezpośrednich rywali

Ostatnia kolejka sezonu regularnego rozstrzygnęła wszelkie wątpliwości. Panthers potwierdzili status najlepszej drużyny w kraju, Falcons nie dali najmniejszych szans Archers, a Mets niespodziewanie odprawili z kwitkiem faworyta z Katowic.

Lowlanders – Panthers

Zastanawiałem się co napisać po tym meczu, bo niby wynik jest taki jakiego wszyscy oczekiwali. Panthers w drugiej połowie odjechali Ludziom z nizin i potwierdzili swój ogromny potencjał kadrowy. W Białymstoku zabrakło między innymi Kamila Ruty, Krzysztofa Wisa czy Wiktora Zięby. Mimo tego, zwycięstwo w drugiej części gry już nie podlegało żadnej dyskusji. Pantery stopniowo tylko zwiększały prowadzenie.

Tyle, że pierwsza połowa pokazała zupełnie co innego. Pokazała, że we Wrocławiu grają też tylko ludzie, że oni również bywają zdekoncentrowani, rozluźnieni, że popełniają głupie błędy i w sprzyjających warunkach są do pokonania… jak każdy inny zespół. No dobra może nie każdy inny, bo jednak żeby wygrać z Panthers potrzeba najwyższej koncentracji przez cały mecz, ogromnego panowania nad emocjami – szczególnie jeśli chodzi o przewinienia na boisku, znakomitego przygotowania fizycznego i taktycznego, zdrowia oraz odrobiny szczęścia. I Lowlanders wszystko to na początku mieli. W zapowiedzi pisałem, że będzie to zupełnie inny mecz Panthers niż te, do których przywykliśmy i nie pomyliłem się. Gospodarze w pierwszej kwarcie zagrali swój najlepszy futbol podczas tegorocznych rozgrywek. To daje ogromne nadzieje, że finał – zakładam, że zarówno wrocławianie jak i białostoczanie pokonają przeciwników w półfinałach, po raz kolejny dostarczy nam wielu emocji.

MVP spotkania został Damian Kwiatkowski, który w drugiej części gry, kiedy boisko z kontuzją opuścił pierwszy running back – Ryan Tuiasoa, wziął na siebie ciężar gry biegowej. Z zadania wywiązał się wzorowo. Czekałem na mecz, w którym Damian „odpali” i chciałbym żeby to właśnie był ten pojedynek. W Panthers jednak moim zdaniem było trzech MVP i trudno mi wybrać tego, który zrobił największą pracę. Dwaj pozostali to oczywiście Bartek Dziedzic oraz Jakub Mazan. Szczególnie warto podkreślić rolę Mazana, który w tym meczu błyszczał… do czasu aż Kwiatkowski nie zaczął biegać i przyćmił występ byłego gracza Seahawks. Niemniej rola Kuby w tym meczu jest nie do przecenienia. Zrobił mnóstwo bardzo ważnej i potrzebnej pracy. Gdybym miał porównać występ Damiana i Kuby to ten pierwszy był niczym artysta z polotem, fantazją i efektownymi zagraniami, natomiast ten drugi harował na ostateczny sukces jak najlepszy w swoim fachu rzemieślnik.

Panthers mają nad czym myśleć po tym spotkaniu. Na pewno nie tak wyobrażali sobie pojedynek w Białymstoku. Lowlanders za to udowodnili, że w optymalnej dyspozycji i z dobrym planem na mecz są w stanie nawiązać walkę z Panterami.

Falcons – Archers

Zupełnie nie takiego obrotu spraw spodziewałem się w tym pojedynku. Liczyłem na wyrównane widowisko, a być może nawet niespodziankę. Tymczasem byliśmy świadkami całkowitej dominacji Falcons. Już na początku spotkania kontuzji nabawił się running back Archers, z którym wiązałem największe nadzieje na zdobycze punktowe – Meril Zero. Bez niego atak Łuczników praktycznie nie funkcjonował. Rozgrywający z Bydgoszczy po raz kolejny zagrał słaby mecz, po raz kolejny zanotował przechwyt zakończony przyłożeniem. W efekcie goście zakończyli ten pojedynek z zerowym dorobkiem punktowym. Czegoś takiego się nie spodziewałem.

W jednym z wcześniejszych podsumowań pisałem, że Sokoły to drużyna, w której nie ma gwiazd. To ekipa, o sile której decyduje suma umiejętności wszystkich zawodników. Dalej trzymam się tego zdania choć niewątpliwie wyróżniającą się postacią jest Janek Szwej. Zwróciłem na niego uwagę już po meczu w Warszawie. Teraz sądzę, że to obecnie najlepszy polski running back, który gra w naszej lidze. Dowodem były jego biegi w meczu z Archers, a szczególnie przyłożenie na 21:0, gdzie złapał podanie, następnie złamał kilka tackli i spokojnie wbiegł w pole punktowe.

Defensywa Falcons zagrała w tym meczu po profesorsku. Skutecznie uniemożliwiła ofensywie Archers zdobywanie jardów, czy to po ziemi czy w powietrzu. Trudno kogokolwiek personalnie wyróżnić, bo obrona stanowiła monolit, każdy zagrał na dobrym wysokim poziomie.

Falcons imponują. Drużyna wygląda jak dobrze naoliwiony mechanizm. Michał Kołek stworzył świetnie działający zespół i już nie mogę się doczekać pojedynku Falcons z Lowlanders w półfinale.

Rebels – Mets

W ten weekend szukałem niespodzianek w innych meczach, a tymczasem jedyna niespodzianka wydarzyła się Katowicach. Byłem przekonany, że zwycięstwo odniosą Rebels, którzy w poprzednich meczach z wyżej notowanymi przeciwnikami radzili sobie zadziwiająco dobrze.

Niby cztery mecze i cztery porażki ale jednak styl jaki prezentowali znacznie przewyższał to co pokazywali Mets. Zdobywali regularnie nie tylko pierwsze próby ale i punkty, ich akcje były przemyślane i skuteczne. Postawili opór zarówno Falcons jak i Archers, jako jedyni do ostatniej kolejki potrafili zapunktować przeciwko Panthers. A jednak nie wystarczyło to na gości z Warszawy.

Potwierdziło się stare futbolowe porzekadło: „ofensywa sprzedaje bilety, defensywa wygrywa mistrzostwa”. No może w tym przypadku defensywa wygrywa jeden jedyny mecz w sezonie, ale porzekadło się sprawdziło. Przez cały sezon to obrona trzymała Mets w poszczególnych meczach. W pojedynku z Rebels wreszcie dostała wsparcie jakiego potrzebowała ze strony swojego ataku. TJ Richardson przeszedł nieoczekiwaną przemianę. Trzy przyłożenia w jednym meczu, tego nie spodziewał się chyba nikt. Oczywiście obrona dołożyła swoje. Przechwyt i punkty na 20:7 pozwoliły Mets grać znacznie spokojniej. W decydującym momencie to ponownie obrona rozstrzygnęła pojedynek. Zablokowane podwyższenie, przejęcie piłki i rajd Arka Cieśloka do end zone rywali całkowicie podciął skrzydła Rebels. Momentum przeszło w dramatyczny sposób na stronę Mets. Wynik 29:20 w samej końcówce spotkania, a mogło być tak pięknie. Gdyby udało się podwyższyć, Rebels mieliby tylko jedno posiadanie straty do Mets. Przyłożenie, nawet bez podwyższenia dawałoby im upragnione zwycięstwo. Tymczasem wiatr w żagle złapali goście i dobili przeciwnika zdobywając punkty na 35:20. To był już koniec. Pierwsze punkty ataku Mets stały się faktem, pierwsze zwycięstwo także. W niewielkim stopniu sezon w Warszawie został uratowany, choć apetyty były znacznie większe.

Futbol bywa przewrotny. Mets należy pogratulować zwycięstwa, Rebels natomiast… cóż, kaca będą czuć bardzo długo. Nie tak miał się zakończyć sezon w Katowicach. To nie Rebelianci mieli zakończyć ten rok z kompletem porażek. Rebels będą z tym żyć co najmniej do przyszłego sezonu. Takie porażki bolą, szczególnie kiedy gra się u siebie będąc faworytem.

Było dobrze. Dziękuję!

Sezon regularny zakończony. Wszystko już rozstrzygnięte. W półfinałach Panthers zagrają we Wrocławiu z Archers, natomiast Lowlanders na swoim boisku podejmą Falcons. Przed sezonem niewielu stawiałoby na taki skład play off. Sam widziałem w nich bardziej Mets niż Archers, natomiast boisko jak zawsze zweryfikowało przedsezonowe spekulacje.

Był to niezły sezon, trochę dziwny, ale niezły. Oby ostatnie trzy spotkania były jeszcze lepsze, niż to co do tej pory oglądaliśmy. Nie można być zawiedzionym. Szczególnie, że liga zagrała w tak trudnych czasach. Szacunek należy się zarówno zarządom klubów jak i zawodnikom, za to, że podjęli się trudu trenowania i grania w tak niecodziennych warunkach. Panie i Panowie wykonaliście kawał dobrej roboty! Dziękuję!