LFA1 – bez niespodzianek
W ten weekend obejrzeliśmy tylko dwa spotkania w ramach najwyższej ligi rozgrywkowej. Skłamałbym pisząc, że były to emocjonujące pojedynki – nie były. Z góry wiadomo było, kto zgarnie dwa punkty za zwycięstwo.
Może niewielkie nadzieje robiłem sobie po Mets ale naprawdę były to niewielkie nadzieje.
Rebels – Panthers
Jako pierwszy mieliśmy pojedynek w Katowicach. Nie mogło się tutaj wydarzyć nic niespodziewanego. W zapowiedzi zastanawiałem się czy Panthers przekroczą 50 punktów i czy stracą jakiekolwiek. Linię do handicapu w zakładach bukmacherskich trafiłem niemal w punkt. Bo ostatecznie Panthers zdobyli 52 punkty.
Odpowiedź na drugie pytanie również jest twierdząca, ponieważ ku zapewne zaskoczeniu wielu osób, Rebeliantom udało się zdobyć przyłożenie. Oczywiście wszyscy są świadomi tego, że był to koniec spotkania, Pantery prowadziły 52:0, a na boisku oglądaliśmy zmienników. Spójrzcie sami co w tej akcji zadziało się na linii wznowienia. Rzadki obrazek na naszych boiskach, kiedy defensywni liniowi Panter nie są w stanie przebić się przez linie ofensywną.
Niemniej przyłożenie zostało zdobyte, a wynik poszedł w świat.
Sam mecz przebiegał dokładnie tak jakbyśmy się tego spodziewali. Totalna dominacja wrocławian od samego początku spotkania. Świetne biegi, długie podania, mocna defensywa. Rebels nie mieli atutów żeby choć zbliżyć się poziomem do Panter.
MVP meczu, a w zasadzie to całego weekendu moim zdaniem jest Bartek Dziedzic, czyli rozgrywający Panthers. W meczu przeciwko Rebels posyłał piłki na przyłożenie do czterech różnych skrzydłowych. I to na co warto zwrócić uwagę to spokój jakim imponuje na boisku. Trzeba też przyznać, że z taką linią ofensywną o spokój znacznie łatwiej, bo czasu na podjęcie decyzji jest naprawdę sporo.
Mets – Falcons
Przed tym meczem kurs na zwycięstwo Sokołów w STSie wynosił, bodajże w czwartek, 1,30 i stopniowo z dnia na dzień spadał, by w niedzielę osiągnąć 1,20. Działo się to z prostej przyczyny, więcej osób obstawiało po prostu zwycięstwo Falcons. Jak pokazał mecz – nie mylili się.
Moje przewidywania co do tego pojedynku również okazały się trafne. W zapowiedzi napisałem: „Raczej spodziewam się przeciętnego widowiska. To nie będzie piorunująca wymiana ciosów w ofensywie”. I tak też właśnie było. Mecz był słaby. Poziomem nie odstawał od poprzedniego pojedynku rozgrywanego w Warszawie. Z kibicowskiego punktu widzenia to spotkanie było zwyczajnie nudne. Na szczęście Mets pod względem organizacji dnia meczowego są w czołówce klubów w Polsce więc można było przyjemnie spędzić czas na stadionie. Atmosfera na meczach Mets jest naprawdę fajna… jedynie ten poziom sportowy. I o ile jeszcze obrona pokazuje, że ma potencjał i jest w stanie utrzymywać zespół w grze, to atak jest całkowitym nieporozumieniem. Dwa mecze, zero zdobytych punktów i to z teoretycznie przeciwnikami, którzy powinni być w zasięgu Mets. To nie jest poziom LFA1. Nie istnieje tu ani gra biegowa ani podaniowa, do tego rozgrywający, który podejmuje dziwne decyzje. Naprawdę nie ma gdzie szukać pozytywów.
Mets w tym roku poszli zupełnie inną ścieżką niż pozostałe drużyny. Nie wzięli udziału w wyścigu zbrojeń i teraz płacą za to bolesną cenę. Czy ten model budowy klubu opłaci się w długim terminie? Nie mam pojęcia. Chciałbym żeby tak było ale czy faktycznie tak się stanie tego w tej chwili nie wie nikt. Na razie drużyna ze stolicy jest największym przegranym tego sezonu. Dwa mecze, dwie porażki. Nie takie były plany przed rozpoczęciem sezonu. A przed nimi jeszcze Lowlanders i Panthers oraz na zakończenie sezonu Rebels. Nie zdziwię się jeśli Mets zakończą rozgrywki bez zwycięstwa.
Tychy nie zachwyciły. Wygrana to wygrana, punkty w tabeli są, ale gra pozostawiała wiele do życzenia. Po tym meczu mam wrażenie, że bliżej Falcons do Archers niż do Lowlanders i Panthers. W pojedynku korespondencyjnym pomiędzy Tychami i Bydgoszczą minimalnie lepsi według mnie są Łucznicy, którzy mają szansę w tym roku stać się trzecią siłą ligi. Pół roku temu nikt by nawet nie przypuszczał, że tak może wyglądać układ sił w sezonie 2020.
Jeśli miałbym personalnie kogoś wyróżnić w tym meczu to z bardzo dobrej strony pokazał się Janek Szwej – running back z Falcons z numerem 6. Zobaczycie jego kilka biegów na skrócie, ale ostrzegam, że oglądacie cały materiał na własną odpowiedzialność. Co ciekawe, w skrócie znalazła się też akcja cofnięta ze względu na flagę – to ta gdzie Niklas Gorny (nr 17 Falcons) zdobywa przyłożenie. Jest to doskonały dowód na to jak mało ładnych zagrań oglądaliśmy w tym meczu.